EKIPA AN NAJMY – czyli my, którzy tu do Was piszemy 😉
Tu przedstawiamy naszą ekipę: Alę, Agatę, Asię, Martę, Karolinę, Maćka i Kamila – naszych instruktorów i siłę napędową szkoły. Ich sylwetki w tym dziale będziemy prezentować stopniowo 🙂 A o założycielkach ST An Najma możecie poczytać TUTAJ
ABIR – MARTA LENCER – INSTRUKTORKA TAŃCA BRZUCHA
Jak to się stało, że zaczęłaś tańczyć?
Zaczęłam w październiku 2008 roku. Mama powiedziała mi, że muszę coś ze sobą zrobić bo nie miałam styczności z żadną aktywnością fizyczną oprócz rekreacyjnego pływania. Wcześniej nie tańczyłam wcale. Kiedyś szyłyśmy z mamą ulicą w Chorzowie, zobaczyłyśmy plakat reklamujący zajęcia z tańca brzucha i mama kazała mi się zapisać. No to się zapisałam do szkoły tańca i w tej szkole poznałam dziewczynę, która już stworzyła zespól, i która zaprosiła mnie do niego. W tym zespole ciągle była mowa o tancerce Surayi więc zapisałam się też do niej na zajęcia a po 2 miesiącach nauki miałam już swój pierwszy solowy występ.
I belly stało się od razu twoją wielką miłością?
Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Od początku mi ten taniec pasował, dosyć szybko łapałam i już przy belly zostałam. I już bym nie zmieniła! Do wyboru miałam jeszcze irlandzki więc chyba dobrze się złożyło, że zostałam przy orientalu i nie zaczęłam skakać i machać nogami.
Jaki pierwszy film bellydancowy cię zachwycił?
Oczywiście, że filmik Sadie [tancerka amerykańska] (śmiech). Bo ja chciałam zostać królową drum solo albo zwiewną, delikatną orientalną księżniczką…
Ale to się zmieniło?
No troszeczkę (śmiech)…
To co teraz w belly kochasz najbardziej?
No już nie samo drum solo ale oriental jako taki, najbardziej ten wokalny. Przy piątym mejance człowiek już się nudzi a wokali jest cała masa, w nich czuję się najlepiej. Chociaż jest też shaaby, które jest dla mnie taką odskocznią – kiedy jestem zmęczona orientalem (bo jest taki trudny i nigdy nie będzie taki dokładnie jak go widzę w swojej głowie) to wtedy robię sobie shaaby bo tam nie ma techniki, nie ma opcji, żeby coś się nie udało, nie zdarzyło mi się zepsuć występu shaaby. Zawsze do niego wracam kiedy mam dość klasyki.
W belly kocham to, że dalej są rzeczy, których nie umiem i pewnie tak już zostanie do końca mojego życia. Na każdych warsztatach nauczyciel jest w stanie mnie czymś zagiąć. Ciągle są figury, których nie umiem, rozwiązania, których nie znam. Ciągle szukam siły, którą trzeba mieć, żeby taniec był dynamiczny. Oczywiście ważna jest też ekspresja. Dla mnie taniec jest przede wszystkim radością, raczej nigdy nie skupiam się na przedstawianiu jakiejś historii ale istotny jest dla mnie tekst.
Dobre i złe strony bycia tancerką?
No ja nie mam innego życia niż bycie tancerką… Wstaję rano i myślę o tańczeniu, siedzę na facebooku i piszę o tańczeniu, odpisuję o tańczeniu, przychodzę na zajęcia i tańczę, potem sama ćwiczę, zasypiając powtarzam w głowie to, co wytańczyłam i co muszę się nauczyć. Więc zdarzają się momenty, kiedy jestem już zmęczona tym, że nie mam o czym innym myśleć.
Inne złe strony? Jestem tancerką, która ciągle chce się rozwijać i wydaję na to chyba całe miliony! I jeszcze ciągle nowe kostiumy. I jeszcze zła strona to taka, że muzycy nie nagrywają tyle nowych płyt ile powinni i wybór idealnego, niepowtarzalnego utworu jest, mimo wszystko, ograniczony.
A dobre strony? Gdyby ich nie było, to bym nie tańczyła więc można powiedzieć, że w sumie są same dobre strony i kilka wad. Mam w sobie pasję, jak patrzę na moich rówieśników to co widzę – polibuda, impreza, ten ich facebook taki smutny (śmiech). Nie chciałabym mieć takiego życia. Cieszę się, że nie musiałam iść na studia za wszelką cenę, tylko po to, żeby je mieć, że nikt mnie do nich nie zmusił i pozwolono mi samej zadecydować o sobie.
Najpiękniejsze bellydancowe wspomnienie?
Jak Randa [Kamel] spytała, jak mam na imię? Od tego czasu narodziła się najczystsza na świecie bellydancowa miłość. Kocham Randę za wszystko: za to, że mnie wsparła wtedy, kiedy tego potrzebowałam, za to, że mnie doceniła za tym piątym razem kiedy się jej pokazałam (bardzo ciężko pracowałam na to, żeby mnie w ogóle zauważyła), za to, że mnie docenia ale i krytykuje dając mi do zrozumienia, że w pewnym sensie jestem dla niej wyjątkowa i wyróżniam się.
Lubisz uczyć?
Bardzo lubię! Bardziej niż występować. Moim marzeniem jest już być starą i tylko uczyć 🙂 Występowanie jest dla mnie ogromnym stresem a uczenie przyjemnością. Chyba wolę odpowiedzialność taneczną za drugą osobę niż za siebie…
Skąd się wzięłaś we Wrocławiu?
An Najma mnie zaprosiła! Najpierw byłam tu na warsztatach w An Najmie [z Naimą i Sowillo , 2010r.], zakochałam się we Wrocławiu jako mieście, w An Najmie jako szkole tańca. Później szefowe An Najmy zaprosiły mnie kilka razy do prowadzenia warsztatów w An Najmie i na swoich obozach, w końcu zaproponowały, przeprowadzkę do Wrocławia po maturze i prowadzenie regularnych zajęć w An Najmie.
Jakieś rady dla tancerek, które wybrały podobną do twojej ścieżkę życiową?
Odniosę się do konkursów, na które pewnie każda podobna do mnie się w którymś momencie decyduje, i które albo bardzo motywują albo stopują tancerki na długi czas. Radzę, żeby konkursy zawsze traktować z przymrużeniem oka i doceniać je bardziej pod względem czasu i pracy, które się na przygotowanie do nich poświęciło, bo to zawsze procentuje – niekoniecznie na danym konkursie ale dopiero nawet za kilka lat. Wyniki wynikami ale na mogło wpłynąć wiele czynników, na które tancerka ostatecznie nie ma wpływu. Trzeba też pogodzić się z tym, że raz zatańczy się gorzej, raz lepiej. Tańczenie przed lustrem na sali i przed ludźmi daje różne efekty warsztatowe, oba są ważne. Nie można od siebie wymagać za dużo… tylko bardzo dużo…
KAROLINA ZARĘBSKA – INSTRUKTORKA TAŃCA BRZUCHA I BOLLYWOOD
Skąd wzięłaś się w An Najmie?
Skąd ja się wzięłam (westchnienie)? Jakieś pięć lat temu przyjechałam do Wrocławia na studia, sama samotna, nie znałam nikogo i pierwsze co zrobiłam zamiast szukać mieszkania, poszłam szukać szkoły tańca. I tak pochodziłam od jednej do drugiej i na ul. Krasińskiego powitała mnie bardzo urocza blondyneczka (Ania), no i tak mnie zaczarowała, że stwierdziłam, że to będzie TA szkoła. Poszłam na zajęcia i bardzo się zdziwiłam kiedy zobaczyłam uroczą blondyneczkę prowadzącą zajęcia. Myślałam, że to tylko recepcjonistka i byłam w szoku (śmiech). I już tu zostałam.
A jak trafiłaś na bollywood?
Bolly zawsze było gdzieś z boku. Zaczęło się, gdy byłam w gimnazjum. Gdzieś zobaczyłam pokaz tańca bollywood, ktoś pożyczył mi bollywoodzki film i bardzo się wciągnęłam w ten klimat. W sumie bardziej zaczarowało mnie bollywoodzkie kino i to z niego narodziła się moja fascynacja kulturą Indii. W mojej szkole były kółka taneczne, w których brałam aktywnie udział. Tam pierwszy raz sama miałam okazję potańczyć w tym stylu. No i gdzieś ten styl pozostał z boku przy mnie i przewijał się w moim życiu w taki czy inny sposób (np. poprzez udział w warsztatach klasycznego tańca indyjskiego, którego elementy czasem w bollywood się pojawiają).
Belly czy bolly?
Ciężko powiedzieć bo to dwa zupełnie różne gatunki. Belly jest spokojniejsze, bardziej zmysłowe, można się przy nim wyciszyć. Bollywood to jest totalne wariactwo, szaleństwo i też nie ma tak dużo tej takiej konkretnej techniki, która jest potrzebna, żeby cokolwiek fajnego zatańczyć, tylko trzeba wczuć się w klimat… Więc to zależy od mojego humoru 😉 Uczysz i bellydance i prowadzisz zajęcia z bollywood. Któreś sprawiają Ci większą frajdę?
Oj… Znowu ciężko powiedzieć. Z obu zajęć zawsze, nawet jeśli przychodzę w zły stanie, wychodzę z mega zacieszem, zadowolona, że jednak coś fajnego zrobiłam. Dziewczyny dają mi dużo motywacji. Z bollywood mam bardzo fajną, zgrana grupę i czasem naprawdę szalejemy. Na belly jest ta technika więc jest trochę jakby bardziej ambitnie, więc też trochę poważniej. Ale i tu i tu na zajęcia trzeba się przygotować. Ale nauczanie mam we krwi – jestem z kasty nauczycielskiej 🙂 Cała moja rodzina to nauczyciele. Chociaż nauczania też się trzeba nauczyć, to nie jest łatwa sprawa. Z drugiej strony, jak już się wdrożysz, to jest z tego naprawdę duża satysfakcja. Parę lat temu prowadziłam warsztaty w moim byłym gimnazjum u mnie rodzinnym mieście i wiem, że niektóre z nich tańczą do dziś. To jest bardzo fajne uczucie!
Skąd jesteś?
Z Piekar Śląskich. Tam chodziłam do szkoły ale ponieważ nie było tam wtedy żadnej szkoły tańca więc, żeby tańczyć, musiałam jeździć do Bytomia.
Co studiowałaś?
Skończyłam studia licencjackie z filologii indyjskiej i kultury Indii we Wrocławiu. Niestety nie mogłam zrobić magisterium, bo nie otworzyli tego kierunku. Rozważałam powrót do rodzinnego miasta albo przeprowadzkę do Krakowa lub Warszawy by kontynuować studia na magisterce… ale An Najma mi nie pozwoliła 😀 Stwierdziłam, że tu już sobie poukładałam wszystko, Wrocław też mnie oczarował. Ale głównie przez Was zostałam. A studia wybrałam takie właśnie ze względu na tą fascynację bollywoodem i Indiami sięgającą gimnazjum. Zaczęłam dużo o tym czytać, potem przyszło liceum, trzeba było zacząć myśleć o jakimś kierunku studiów i jak dowiedziałam się, że taki kierunek w ogóle w Polsce istnieje, i że pozwala on nauczyć się języka, poznać kulturę, to stwierdziłam, że to musi być ten właśnie kierunek a nie żaden inny.
Opanowałaś język?
Trochę tak… jak to po 3 latach nauki. Można powiedzieć, że mam podstawy języka hindi. Na pewno będę starała się kontynuować naukę.
Byłaś w Indiach?
Byłam. I na pewno jeszcze pojadę bo byłam tylko przez 3 tygodnie na takiej typowo turystycznej objazdówce. Ale jeszcze planuję pojechać tam nie raz… na przykład na stypendium, żeby nauczyć się tańca klasycznego. To ciągle gdzieś tam w mojej głowie jest. Można więc powiedzieć, że to jest takie moje taneczne marzenie.
Rozmawiała Kobra
AGATA THRAMS – SPECJALISTKA OD AMERICAN TRIBAL STYLE
Dlaczego wybrałaś właśnie ATS? I jak zaczęła się Twoja przygoda z tym stylem?
Taniec orientalny nie był wyborem, którego dokonałam mając przed sobą rozpostarty wachlarz możliwości. Odkąd pamiętam taniec zawsze mi towarzyszył i nigdy nie podejmowałam próby określenia go, sklasyfikowania do jakiegoś konkretnego stylu. Tribal pojawił się na mojej drodze przypadkiem i po prostu mną zawładnął, a ja z tym nie walczyłam. Spodobał mi się w nim przede wszystkim mroczny klimat, uniwersalność i możliwość wszechstronnego rozwoju.
Ile już tańczysz?
ATS, który zaczęłam tańczyć w 2010 roku przyciągnął mnie tą niesamowitą więzią, jaka rodzi się między tancerkami na parkiecie. W tamtym właśnie roku, będąc jeszcze częścią trio zajmującego się tańcem Bollywood, zostałam zaproszona do zespołu Himavanti Tribe, którego założycielki pokazały mi jak można jeszcze lepiej panować nad swoim ciałem, wyglądać zmysłowo i jednocześnie dumnie oraz nauczyły mnie figur i komend, dzięki którym do dziś jestem w stanie komunikować się na międzynarodowej scenie z wieloma innymi, nawet obcymi tancerkami.
Czym zajmujesz na co dzień, jakie są Twoje zainteresowania?
Taniec jest moją pasją i życiowym celem samym w sobie, ale mimo największych chęci nie da się tańczyć cały czas. Na co dzień można mnie więc odnaleźć w roli specjalisty do spraw obsługi klienta oraz studentki Uniwersytetu. Wolny czas natomiast staram się dzielić po równo na czytanie cudzych i pisanie swoich opowieści.
Swoich opowieści? Uchyl rąbka tajemnicy!
Moją drugą pasją poza tańczeniem jest pisanie. Jak na razie piszę cały czas do szuflady, czasami próbuję aktualizować mojego bloga, co idzie mi niestety topornie, ale mam nadzieje wydać kiedyś swoją powieść 🙂
O czym jest Twój blog?
To taka moja wirtualna szuflada, to co się nie zmieści w tej zwykłej, ląduje na blogu. Założyłam go by mnie mobilizował ale ostatnio coraz więcej tańczę więc czasu brakuje. Ale nie narzekam 🙂
Co studiujesz?
Ukończyłam germanistykę, ponieważ wydawało mi się, że będzie to łatwy kierunek. Mój tata jest Niemcem więc wydawało mi się, że będzie fajnie… W tej chwili studiuję bezpieczeństwo międzynarodowe, ponieważ znalazłam tam interesujące przedmioty. Jak na razie na pierwszym semestrze jest dość ogólnikowo, ale już widzę, że drugi semestr zapowiada się naprawdę ciekawie.
I co planujesz robić po tych studiach?
Tańczyć! Tańczyć i pisać.
Lubisz uczyć tańczyć?
Uwielbiam! To jest niesamowite uczucie, kiedy dziewczyny nagle załapują, co do nich mówię i robią dokładnie to, co trzeba i wiedzą o co chodzi. Uwielbiam oglądać ich postępy: widzę jak na początku zajęć nie wiedzą za bardzo gdzie mają biodra a gdzie mają ręce i czy łokcie mają na równej wysokości a po dwóch miesiącach wychodzą z zajęć… takie ładne kobitki 🙂
Taneczne marzenie?
W zasadzie się już spełnia! Chciałam prowadzić zajęcia i prowadzę i mogę się przez to też sama rozwijać. Do Polski przyjeżdża tez coraz więcej międzynarodowych gwiazd, u których mogę się uczyć.
Fat Chance Belly Dance? Ameryka? Certyfikat Calroleny Nericcio? (certyfikowany kurs ATS u tancerki, która stworzyła ATS)
Tak, mam to w planach. Choć na razie o tym nie myślę bo wiem, że Carolena jest bardzo zajęta w Stanach i zanim przyjedzie znowu do Europy to trochę trzeba będzie poczekać
Podzielisz się linkiem do swojego bloga?
Podzielę, tylko muszę go troszeczkę uporządkować…
Rozmawiała Kobra 🙂